Historia mojej szarlotki sięga czasów studenckich. Pamiętam, jak dwa razy w miesiącu, nadana transportem autobusowym, duża blacha pysznego ciasta podróżowała z Mielca do Lublina, by zniknąć w paszczach wiecznie głodnych żaków.
Głównym adresatem tej smakowitej przesyłki był pewien młody człowiek, który po paru latach okazał się zostać moim mężem. Nietrudno zgadnąć, że tę cudną szarlotkę przygotowywała moja teściowa. Najlepsza jaką jadłam wtedy, najlepsza jaką jadam dzisiaj. Wraz z wejściem do tej rodziny, albo nawet nieco wcześniej, weszłam też w posiadanie sprawdzonego przepisu. Niezwykle kruche ciasto, dużo soczystych jabłek, niepowtarzalny aromat cynamonu i nuta gorzkiego kakao, to kwintesencja jej walorów smakowych. Nie dość, że wyśmienita, to jeszcze niezwykle prosta w przygotowaniu. Ale jak pokazuje życie, określenie „proste” okazuje się być pojęciem subiektywnym. Coś co dla mnie proste i oczywiste, dla kogoś innego może być mega skomplikowane. A to oznacza, że jeżeli moje przepisy mają być możliwe do wykonania przez każdego, nawet największego ignoranta kulinarnego, muszą być opisywane z precyzją aptekarską. Może nie aż tak, jak w przytoczonym poniżej przykładzie, ale niezmiernie dokładnie. Ale zanim przejdę do mojego przepisu, z przymrużeniem oka
„Przepis na szarlotkę dla facetów”*
*www.demotywatory.pl
Szarlotka – przepis
Brak komentarzy.