Marrakesz… To tam pierwszy raz spróbowałam tych cudownych klopsików. W tym mieście doświadczyłam prawdziwej eksplozji zmysłów. Kolory, dźwięki, smaki i zapachy mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Prawdziwie niepowtarzalne miejsce niepodobne do innych. Gdyby nie turyści wyglądający współcześnie i dzwoniące telefony komórkowe, miałoby się wrażenie, że czas cofnął się o sto lat. Kręte wąskie alejki, uliczni sprzedawcy, zatłoczone targowiska z górami przypraw w jaskrawych kolorach. Wszystko to było niezwykle ekscytujące.
Największe wrażenie zrobił na mnie główny plac Marrakeszu Dżamaa al-Fina. Miejsce chyba najbardziej tętniące życiem w całej Afryce i nie tylko w ciągu dnia, ale także, albo przede wszystkim w nocy. Można zobaczyć zaklinaczy węży, którzy wprawiali w osłupienie swoich pupili, a tuż obok narysować sobie tatuaż z henny, czego doświadczyłam na własnej skórze. Można też wypić ręcznie wyciskany wyborny sok ze świeżych owoców lub skonsumować filiżankę ślimaków. A wszystkiemu towarzyszą występy muzykantów i innych artystów. Wieczorem na placu rozstawiane są stoiska z jedzeniem i miejsce to zamienia się w jedną wielką restaurację. Poraża bogactwo kolorów i zapachów. Wszędzie unosi się para. A wszystko świeżutkie i najwyższej jakości. Nie sposób przejść obok tego obojętnie. Będąc w takim miejscu bezwzględnie należy spróbować regionalnych specjałów.
Kefty, to mocno przyprawione klopsiki, które należą do jednego z najbardziej typowych dań kuchni marokańskiej. W oryginale do przygotowania tego dania używa się mielonego mięsa z jagnięciny. Można je zastąpić wołowym, co niniejszym uczyniłam i też było pysznie. Do tego świetnie sprawdził się sos z pomidorów i marokańskimi przyprawami, które są także dostępne na naszym rynku.
Brak komentarzy.