Zapraszam na grzańca. Zaczął się karnawał, za oknem szaro, buro i ponuro, pogoda nie nastraja do spacerów ani do śniegowych szaleństw. W tej sytuacji wielce kusząca wydaje się być perspektywa urozmaicenia długiego wieczoru grzanym winem. Nie muszę Cię chyba przekonywać jak wiele zalet ma ten zacny trunek. Oprócz walorów smakowych, cudnego aromatu, ma także unikalne właściwości rozgrzewające i poprawiające nastrój. Trudno się oprzeć takiej pokusie.
Przepisów na grzane wino jest mnóstwo. Oczywistą jego podstawą jest czerwone wino wytrawne lub półwytrawne. Jest to baza, na której powstaje grzaniec. Dodatki są kwestią gustu i upodobań. Tym niemniej są pewne prawdy obiektywne. Grzane wino, bez względu na preferencje, może być dobre albo złe. A ja chciałabym zaproponować Ci najpyszniejsze. Dlatego wykonałam pewien eksperyment. Przygotowałam wino według czterech różnych przepisów. W każdym przypadku użyłam tego samego wina, a eksperymentowałam z dodatkami. Dodawałam w różnych konfiguracjach i proporcjach goździki, cynamon, laskę wanilii, świeżą pomarańczę, miód, cukier, kardamon, pieprz i liść laurowy. Po podgrzaniu każdego z win, niewielkie ilości poprzelewałam do kieliszków i podałam do przetestowania trzem osobom. Wina według dwóch przepisów spotkały się z uznaniem, ale nadal nie było faworyta. Podgrzewałam jeszcze kilka minut. Znowu, na analogicznych zasadach, poprosiłam o spróbowanie i już nie było wątpliwości, które jest najpyszniejsze. Ważne jest, żeby wino kilka minut podgrzewać, do uwolnienia się aromatów, ale nie gotować. Życzę przyjemnej degustacji.
Brak komentarzy.